Witaj na O sobie samej!

Cieszymy się, że tu jesteś! Nasz blog to miejsce, gdzie znajdziesz inspirujące historie, porady oraz produkty, które pomogą Ci odkryć swoje barwne życie. Przeżyj z nami niezapomnianą podróż po świecie pasji i samodoskonalenia.

Odwiedziny...

Odwiedził mnie dziś na placu zabaw, gdy byliśmy z dziećmi...To był on...tata z nieba...Zwariowałam?! Nie! Tęsknię i cieszę się z małych rzeczy❤️

Jedziemy dalej...

W poprzednią niedzielę, miałam dziwny telefon...zadzwonił do mnie dalszy kuzyn, z którym nie mieliśmy kontaktu. Zapytał czy to prawda, że tata zmarł. Porozmawialiśmy i zaprosiłam go do nas. A skąd miał mój numer? Dawno temu, mój numer telefonu był numerem taty, później oddał mi ten numer i tym sposobem dawno niewidziany kuzyn dodzwonił się do mnie...We wtorek byłam ze swoim synem u alergologa. Zrobiła mu testy i wyszło kropka w kropkę, to co u mnie...uczulenie na trawy, drzewa...Zaczyna się, ale fajnie, że mogliśmy je zrobić. Czekając na wizytę poznałam fajną kobietkę. Też jest po rozwodzie, ale ułożyła sobie życie, ma drugiego męża. Po rozmowie z nią stwierdzam, że mój spokój jeszcze nie nastał, tak całkowicie. Ona tez nie miała uregulowanych kontaktów z ojcem dziecka, ale uregulowała je i namawiała mnie do tego samego. Myślę, że z czasem ja też będę musiała tak zrobić. Mój były kupił mieszkanie i nawet nie zabiera tam dziecka, znowu przyjeżdża kiedy chce tu do nas. Nie wiem czy do końca się urządził, ale nie rozumiem, że mu na tym nie zależy...W środę dowiedziałam się, że zostałam mentorem dla stażysty...kolejna robota a tak marzyłam o spokojnym roku...parę złotych też mi wpadnie, ale serio kasa to nie wszystko. Złapałam jakąś grypę żołądkową, w czwartek było mi bardzo słabo w pracy, nie wspomnę już o poranku (na tronie) :). W piątek zrobiłam sobie wolne, lepiej się już czułam, ale zostaliśmy w domu. Po południu pojechałam do salonu Plusa, bo w końcu dogadałam się z byłym, żeby przepisał mi mój numer na mnie. Do tej pory wszystko było podpięte pod jedno konto, jego imię i nazwisko, rachunki płaciłam ja...tak tak wiem, ale co miałam zrobić, chłop nie ma honoru skoro na to pozwalał, fajnie mieć abonament za darmo...:) Przyjechałam z synem wcześniej do salonu, zapoznałam się z ofertą itp.gdy siedzieliśmy obok podczas robienia cesji, to było dziwne uczucie...jak zupełnie obcy dla siebie ludzie. To trochę smutne, że kiedyś byliśmy dla siebie wszystkim, a teraz jesteśmy zupełnie obcymi ludźmi. Cesja udana, za tydzień biorę umowę na siebie i mam już odłączenie dosłowne od ex. Dowiedziałam się w pracy, że przysługuje mi urlop dla poratowania zdrowia, byłam pewna, że mogę z niego skorzystać za dwa lata, ale jednak już! Na pewno muszę to przemyśleć, ale na 80 % skorzystam z niego po tym roku pracy. Nie mam na co czekać, od dawna mówi się o zmianach, po których ma go nie być w ogóle. Miałam taki plan, że podczas zdrowotnego zrobię remont w domu, tylko za co?! Mama pomimo, że ma kasę i pomagała przez pół życia siostrze i jej dziecku stanowczo powiedziała, że ,,sponsorowanie się już skończyło". Tylko kiedy ona mnie sponsorowała? Fakt, faktem pomogła mi ostatnio z modernizacją kotłowni. Jestem jej bardzo wdzięczna bo nie muszę biegać i podkładać do pieca jak pies. Jednakże siostra nie musiała pracować, mogła wychowywać dziecko, wszystko miała opłacone. Ostatnio też kupiła jej mieszkanie w bloku i wyposażyła...nie jestem łasa na kasę, ale jednak nie czuję się potraktowana sprawiedliwie. Marzę, żeby odmalować ściany, urządzić pokój dla syna. Za rok pierwsza klasa! Przycisnę pasa bo czasami rozwalam kasę na pierdoły, ale to i tak, będzie to kropla w morzu potrzeb...Czas pomyśleć co zrobić. Ostatnio kupiłam figurkę aniołka na cmentarz dla taty...tak mi go brakuje, często płaczę. Serce boli na myśl, że już z nim nie porozmawiam...Tymczasem jutro poniedziałek...najcudowniejszy dzień z całego tygodnia...Miłego kochani!

Dowiedz się więcej »

...

Muszę bo się uduszę...Pracuję jako nauczyciel wychowania przedszkolnego. Moja grupa to prawdziwy ODLOT. Agresja, bicie, są na porządku dziennym. Jestem z nimi już drugi rok...Mam dość! Jak patrzę na niektórych ludzi z pracy bierze mnie na wymioty. Ludzie tak super potrafią grać, kim nie są...robić z siebie niewiadomo kogo...jacy to oni zarobieni a siedzą i gadają popijając kawkę. Dziś przyszła psycholog na 10 minut i coś se pogadała i poszła a mi zasugerowała urlop zdrowotny. Kurczę pracuje dopiero od września a mi radzi...ja pracuję ponad 10 lat! A szkoła przypomina cyrk a nie placówkę. Mój plan to stamtąd uciec, przedszkole to najgorsze dno. Niby mam inne podejście do pracy, bardziej na lajcie, ale dziś dzień dał mi po dupie. Jutro kolejne szkolenie...kolejne papiery do napisania...mój prywatny czas...Nie zdążył zacząć się na dobre wrzesień a mnie dopadło zmęczenie. Wczoraj była 8 rocznica mojego ślubu, ale od teraz będę liczyła lata po rozwodzie. Pierwszy raz byłam szczęśliwa, bo nie jestem z człowiekiem, który mnie rani. Nie musiałam udawać, spełniać obowiązku małżeńskiego, albo udawać, że śpię, żeby zasnął on. Jak teraz o tym pomyślę, to nie wiem, jak mogłam w tym tyle czasu trwać! Siłaczka zawsze da radę, to była moja dewiza, tego byłam nauczona od małego dawać sobie radę sama. Wczoraj świętowałam święty spokój domowy i mam nadzieję, że od teraz będę świętować tylko spokój domowy. Z tyłu głowy jednak wiem, że życie to nie bajka...strasznie tęsknię za tatem. Oglądam zdjęcia w telefonie i płaczę. Nie wierzę w to, że odszedł, że z nim nie porozmawiam, jak to bardzo boli...Przed jego pójściem do szpitala nawet się  nie pożegnaliśmy. Przeczuwałam, że z niego nie wyjdzie, on też, ale nie umiałam mu tego powiedzieć...następnym razem o tym napiszę. Następny post będzie o nim...moim tacie, mojej jedynej ostoi, której już nie ma.

,,Szpilki" Ex...

Po rozwodzie nie było kolorowo, ciągłe psucie się rzeczy, jego ,,szpilki", robienie po złości...falowałam a raczej dryfowałam na otwartym oceanie. Dawałam radę bo musiałam dawać radę. Dla siebie i syna. Wracając do przeszłości...Miałam w ogóle nie przyjść na świat, ciąża mojej mamy była zagrożona. Jednak donosiła ciążę. 15 maja 1988 roku urodziłam się, dokładnie w niedzielę. Jak to zawsze powtarzała mama, w niedzielę rodzą się leniwi. Nigdy nie byłam leniwa, pomagałam jej jak mogłam, ale zawsze było za mało. Gdy dostałam 4 z kartkówki, była jej odpowiedź: Czemu nie 5? Dorastałam w poczuciu samotności, nie mogłam się sprzeciwić, musiałam być ,,grzeczna". Mała wiara w siebie i nieśmiałość to było moje dzieciństwo, szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum. I dopiero gdy wyjechałam do miasta do szkoły zaczęłam pierwszą terapię, ale przed zahaczyłam o alkohol, marihuanę, picie do przysłowiowego ,,zgonu". Miałam też problem z odżywianiem. Kompulsywnie się objadałam. Zajadałam smutek i stres. Groziło mi nie zdanie do następnej klasy. Wyszłam ze wszystkiego cało. Bardzo chciałam się zakochać i tak poznałam przyszłego męża. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale pragnienie bycia kochaną i kochania była większa. Klapki na oczy i związek ponad 15-letni...Pozwalałam mu na obrażanie, byłam cicho, tak jak uczyli mnie rodzice a w szczególności mama. Po rozwodzie i podczas terapii zrozumiałam, że powieliłam schemat swoich rodziców, ich małżeństwa. Cieszę się, że z tego wyszłam, dla mnie to jak lot w kosmos. Tak wielki krok. Mam teraz spokój, kiedy chcę to coś robię, nikt mnie nie obraża, nie wyzywa, nie gnębi dziecka, nie zmusza do sexu, bo to obowiązek żony...ostatnio myślałam, że chciałabym kogoś poznać, ale czy umiałabym mu zaufać?! Nie wiem...Ex mąż co raz wbija mi szpilki, jak przyjeżdża do syna to kiedy chce, kiedy chce odjeżdża, nie mamy ustalonych kontaktów. Syn nie chce nocować u taty a mu tak pasuje, bo nie mogę nigdzie wyjść. Zaczęłam więc więcej planować z dzieckiem i zamierzam to kontynuować. I tak jak on po prostu informować: Dziś zabierasz syna z przedszkola, bo do tej pory prosiłam, czy mógłby go zabrać. Z każdą jego ,,szpilką" tylko się uśmiecham, choć i denerwuję, ale wiem, że dobrze zrobiłam. Martwią mnie jednak relacje ojciec-syn. Czasami bywa tak, że jest między nimi spięcie, żadnej rozmowy, żadnego tłumaczenia tylko pierdolenie jego, że nie będzie przyjeżdżał itp. Ja dużo rozmawiam z własnym dzieckiem. Mój syn bał się nawet wstać w nocy do toalety przy zapalonym świetle, bo jego ojciec kiedyś spał pijany na vc. Ostatnio to przerabialiśmy. stałam w sypialni a mały szedł do łazienki. Wczoraj przed snem poszedł sam, na początku pewnie, ale po chwili zatrzymał się i powiedział: oooo (było ciemno w korytarzu), nie, idę, dam radę! Powiedział i poszedł. Siedziałam na łóżku i uśmiechałam się szeroko, bo wiem, że to co robię ma sens...wzmacniam go, pomimo, że sama nie byłam wzmacniana, mówienie, że go kocham, pomimo, że mi nikt tego nigdy nie powiedział. Bardzo tęsknię za tatą, płaczę na cmentarzu, płaczę w domu...wiem, że już nigdy się nie spotkamy. Widzę go przed oczami, widzę jak cierpi...następny wpis będzie o nim. W tym roku oddałam swój rower do serwisu, i ani razu nie jeździłam...dziś ostatni piękny dzień, pojechałam...do niego na cmentarz i w swoje ulubione miejsce. Wieczorami oglądamy z synem bajki na projektorze, ostatnio bawię się w licytacje różnych przedmiotów i wylicytowałam projektor...a gdy syn zaśnie oglądam filmy. Polecam Wam: W pogoni za szczęściem, Siedem dusz, Simona Kossak i Dziewczyny z Dubaju. Wykupiłam sobie dostęp do filmów i korzystam, kiedy mogę, ale bardziej zwracam uwagę na swoje potrzeby. W tym roku szkolnym mam dziwnie wywalone na pracę. Robię swoje, ale zupełnie zmieniłam podejście, po tym wszystkim przewartościowałam życie... Powoli odnajduję prawdziwą siebie zwracam uwagę na swoje potrzeby...Wiem jedno, Feniks odrodził się z popiołów...

Dowiedz się więcej »

Rozwód

,,Obsrana" po uszy pojechałam do adwokat...podniosła mnie na duchu i rzuciła tekst:,,niech Pani zostawi za sobą to co złe, jeszcze w starym roku". Postanowiłam i zostawiłam. Najtrudniejszym nie był sam rozwód, ale powiedzenie o tym ,,jeszcze mężowi". Zareagował nerwowo, namawiał żeby nadal tworzyć ,,rodzinę". Byłam zdeterminowana. Dziewiątego stycznia 2025 roku złożyłyśmy pozew, a czternastego stycznia wyprowadził się. To był trudny czas, chaos. Dziecko wiedziało o moich zamiarach. Uprzedzałam synka o wszystkich krokach. Jak na swój wiek mój syn jest bardzo mądry, sam mówił, gdy pytałam go czy rozumie dlaczego tata się wyprowadził, że tak, że tata Cię bił, wpadł do rowu, spał na kibelku, ściągał mnie w nocy z łóżka i gasił lampkę...czułam się strasznie bo moje dziecko doświadczyło traumy a ja to na początku tolerowałam. Oczywiście wkraczałam w każdą sytuację związaną z synem, broniłam go i słyszałam, że jestem głupia, że jestem kurwą, że sobie nie poradzę...Wielokrotnie rozmawiałam z synkiem, on zaakceptował fakt wyprowadzki jego taty, ale miał napady płaczu, budził się w nocy z płaczem, moczył się w nocy, nawet bał się iść w nocy do łazienki na siku...Dużo z nim rozmawiałam, tłumaczyłam. Co udało mię naprawić, jego tata sukcesywnie niszczył, mówił nadal w obecności dziecka przykre słowa na mnie. Rozwód był w marcu, poszło gładko, dostałam rozwód na pierwszej sprawie! Czy poczułam się dobrze, częściowo tak bo sędzina od razu była ,,za mną", pojechała po nim jak po ,,łysej kobyle". Tak! Miałam satysfakcję! To mi dodało ,,skrzydeł". Po rozwodzie jeszcze kilka razy próbował załagodzić sytuację, myślał, że pozwolę mu wrócić, bo tak było u jego siostry...zawsze patrzył na innych i robił jak ktoś, nie mając swojego rozumu...Nie pozwoliłam na powrót, wymarły we mnie wszystkie uczucia względem jego osoby. Nawet nie czuję do niego nienawiści za uderzenie czy wyzwiska. Cieszyłam się, że mam to za sobą...Nadeszła wiosna, moja ulubiona pora roku i...wszystko zaczęło się psuć w domu. Najpierw odpadła rynna, zepsuła się kosiarka, trzeba było rozrąbać drzewo w piwnicy, a nie było komu, zepsuła się spłuczka...i tak dalej, uwierz mi było tego dużo! Za dużo jak na jedną osobę, ale nie poddałam się, sukcesywnie kontynuowałam terapię, ogarniałam na bieżąco i DAŁAM RADĘ! Budujące było to, że od ,,obcy" ludzie, tacy, z którymi byłam na przysłowiowe ,,cześć" mówili: Jeżeli będziesz potrzebować pomocy, dzwoń, pamiętaj zawsze Ci pomogę. To było mega wzmacniające...i wzruszające. I najważniejsze rzeczywiście mogłam na te osoby liczyć. Wtedy zobaczyłam, kto kim jest. Pomogli mi Ci dalsi znajomi, a zostawili Ci bliscy, którzy deklarowali się i tylko na tym się skończyło...Kolejna lekcja, otworzenie oczu, co do ludzi...kolejny raz dałam radę!

Dowiedz się więcej »

Zaczynam

Hej! Moje imię zaczyna się na literę M...ale nie byłam dzieckiem, które czuło się kochane, to nie M jak miłość :). Jako dziecko nigdy nie usłyszałam od rodziców, że mnie kochają...kiedyś usłyszałam, że tato mnie ,,lubi". I z tym bagażem szłam przez życie...niska samoocena, brak wsparcia, radzenie sobie samej z problemami. To ukształtowało mnie na silną babkę, ale dużym kosztem. Mija prawie miesiąc od śmierci taty, który mnie ,,lubił" a ja dopiero teraz uświadamiam sobie, że ja go kochałam, że straciłam kogoś na zawsze...dopiero gdy leżał w szpitalu powiedziałam mu, że go kocham, był nieprzytomny a teraz go nie ma...co mi zostało? Trochę żalu, trochę wspomnień...ból. Mam syna, który daje mi ,,kopa" do działania, do starania, do wstawania rano z łóżka i walki. Ten rok był mega trudny, ale o tym w kolejnym wpisie...

Dowiedz się więcej »